W trakcie pracy gdzieś pomiędzy popijaniem kawy z nieprzyzwoicie dużą szczyptą cynamonu a wydobywaniem pomysłów na treści dla marek, wewnątrz siebie podziwiałam operę – TĘ OPERĘ na końcu świata. Spacerując z moją Milką i patrząc mimowolnie w chmury, cząstka mnie zawsze była w Australii. I choć oficjalnie spełniłam swoje długoterminowe, niezmywalne marzenie sekundę po wylądowaniu w Melbourne, dopiero solo podróż do Sydney zostawiła głęboki ślad błogostanu w moim sercu.
Jeśli masz ochotę, daj się porwać na krótką wycieczkę po kadrach z tego dnia i zainspiruj się do sięgania po własne marzenia – nawet gdy teraz wydają się tak dalekie, jak kraina kangurów.
Dzień w zdjęciach: świętowanie spełnionego marzenia w samym jego środku: pierwsze chwile w Sydney
+ Kilka bonusowych ciekawostek o Sydney
- Sydney jest najstarszym i największym miastem Australii, założonym w 1788 roku przez brytyjskich osadników jako… Kolonia karna dla skazańców.
- Skąd wzięła się nazwa miasta? Na cześć założyciela pierwszej brytyjskiej osady na tym terenie, czyli Thomasa Townshenda wicehrabiego Sydney.
- Średnia liczba słonecznych dni w roku: 230. Zimy są łagodne, czego doświadczyłam na własnej skórze, spędzając w Sydney zimowe miesiące.
- Podróż pociągiem z Melbourne do Sydney trwa 11-12 godzin. Odległość między dwoma największymi i najpopularniejszymi miastami Australii wynosi niecałe 900 km.
- Będąc w Sydney, nie ominą Cię malownicze wycieczki promami, które stanowią integralną część transportu publicznego. 😉 Zatoki, niezliczone plaże, ocean – życie w Sydney kręci się wokół wody.
Czy Sydney jest na Twojej liście miejsc do odwiedzenia? Daj znać w komentarzu. 😊